Wiem, że akcji za dużo nie ma. Gdyby to było inne opowiadanie jak nic już w prologu zdążyłabym zacząć przynajmniej cztery wątki. Tutaj jednak mam zamiar skupić się na uczuciach głównej bohaterki i jej wewnętrznej walce, której wyniki można będzie zobaczyć w jej decyzjach. Planuję zaskakujące zaskoczenie, które pokaże, że nie ma złych i dobrych. Są tylko lepsi i gorsi aktorzy.
Nie przełużając, zapraszam na rozdział 2.
***
Ostatnią rzeczą o jaką można by mnie było posądzić, był ślepy upór. Upierałam się przy swoim tylko wtedy, kiedy byłam pewna, że mam rację. Nigdy jednak nie obrażałam się jak smarkula i nie czekałam, aż to inni przyjdą do mnie na kolanach. Potrafiłam wybaczać, tak po prostu, bezwarunkowo. Czasami inni mówili mi, że jestem zbyt naiwna wierząc, że ludzie mnie nie skrzywdzą. Ale taka już byłam.
Dlatego też zamiast siedzieć w domu i wściekać się na Michała, pojechałam do niego.
- Musimy porozmawiać – powiedziałam, wchodząc do jego pokoju. Zgarnęłam ubrania z łóżka i usiadłam na brzegu.
- Właśnie sprzątam – burknął, układając coś na półce.
- Ja też. Sprzątam po naszej wczorajszej kłótni. Michał – podeszłam do niego, kładąc mu dłonie na ramionach. - Naprawdę chcesz się ze mną kłócić? Spójrz na mnie.
Odwrócił się w moją stronę. Miał zaciśnięte usta i zmrużone oczy ale ja widziałam, że chce mu się śmiać.
- A nie wyjedziesz?
- Wyjadę.
Parsknął i znów się odwrócił do mnie placami.
- Michał.
- Nie wierzę w związki na odległość.
- To nie wierz – wzruszyłam ramionami. - Co mnie obchodzi czy wierzysz w czyjeś związki? Uwierz w nas. Wierz we mnie, że będę cię kochać w każdym miejscu na ziemi.
- A ty wierzysz, że ja będę cię kochać tutaj, kiedy ciebie nie będzie? - zerknął na mnie przez ramię. Zdążyłam zauważyć jego uśmiech.
- Mam zamiar zmusić cię do podpisania cyrografu.
- Cyrografu?
- Tak – pokiwałam głową, opierając się o ścianę obok niego. - Własną krwią podpiszesz, że będziesz mnie kochał, nie... wielbił całą wieczność i nawet nie spojrzysz na inne dziewczyny.
Cieszyłam się, że tak szybko się pogodziliśmy. Mogłam odetchnąć z ulgą, że między nami wszystko jest w porządku. Znowu byliśmy jednością.
Nagle jednak przypomniałam sobie o swoim wyjeździe do Hiszpanii. Musiałam o tym powiedzieć Michałowi, bałam się jednak jak zareaguje. Dopiero niedawno skończył sesję, to miał być początek naszych wspólnych wakacji. A teraz ja miałam wyjechać na trzy tygodnie bez niego.
Nie potrafiłam się tym jednak teraz przejmować. Do wyjazdu zostało jeszcze kilka dni. Zdążę mu powiedzieć to w taki sposób, żeby znowu nie wywołać kłótni.
***
Ostrożnie mieszałam sałatkę w szklanej misie. W tle grało radio, w drugi pokoju tata oglądał telewizję. Lubiłam wsłuchiwać się w dźwięki domu. W bulgotanie wody w czajniku, kroki mamy tuż obok mnie, kiedy biegała dookoła stołu, w szelest gazety w ręku taty. Wszystko to znałam bardzo dobrze. Od lat nasza rodzina była taka sama, wszelkie wielkie zmiany nas omijały. Nie było żadnych burz, katastrof.
- Wyjmij te niebieskie talerze.
- Może poczekamy aż Zuza...
Nie dane mi było skończyć bo rozległ się dzwonek do drzwi. Zostawiając mamę w kuchni pobiegłam otworzyć. Rzuciłam się na szyję starszej siostrze, której nie widziałam już dwa miesiące.
- Tylko nie mów, że tak się za mną stęskniłaś.
- Pewnie, że nie. Tak tylko się na tobie wieszam – powiedziałam uradowana, pomagając jej wciągnąć do mieszkania walizkę.
Podczas gdy Zuza witała się z rodzicami, ja nakrywałam do stołu. Słyszałam jak mama pyta ją, czy jest głodna. A czy Zuza kiedykolwiek nie była głodna? Ta dziewczyna pochłaniała górę jedzenia a i tak nie było tego po niej widać. Była dużo szczuplejsza ode mnie, chociaż ja pilnowałam diety i raz w tygodniu chodziłam na siłownię.
- Mamo, czytasz w moich myślach – powiedziała, zachwycona wpatrując się w zawartość talerza.
- Jesteś przecież moją córką, wiem co lubisz.
- Muszę częściej przyjeżdżać do domu.
- I to stanowczo częściej – poparła ją mama.
Kolacja mijała w przyjemnej rodzinnej atmosferze. Zuza opowiadała o egzaminach i życiu we Warszawie, ja o moich planach i pierwszych dniach wakacji. Później przenieśliśmy się do salonu gdzie kontynuowaliśmy rozmowę. W ten jeden wieczór chcieliśmy streścić sobie nawzajem ostatnie dwa miesiące naszego życia. Nigdy nie mieliśmy przed sobą tajemnic, dlatego też teraz buzie nam się nie zamykały. Jednak największą rewelację Zuza zostawiła na koniec.
Nie wiem jak mogłam go wcześniej nie zauważyć. Pięknego złotego pierścionka z delikatnym oczkiem na jej dłoni. Zuza nigdy nie nosiła pierścionków. Zawsze mówiła, że jej palce są zarezerwowane tylko na pierścionek zaręczynowy i obrączkę.
- Zuza, tak się cieszę – rzuciłam jej się na szyję ściskając z całych sił. - Ty szczęściaro.
Chwyciłam jej dłoń przyglądając się pierścionkowi z każdej możliwej strony.
- Więc się zgodziłaś – usłyszałam mamę.
Spojrzałam na nią. Ona i tata nie wyglądali na zachwyconych. Nigdy nie lubili Patryka. Uważali, że nie jest odpowiednim chłopakiem dla Zuzy. Nie poszedł na studia, był mechanikiem samochodowym. Jego ojciec nie żył, a matka wychowywała jego trzech młodszych braci, ledwo wiążąc koniec z końcem. Chłopak pomagał jej jak mógł, ale z pensji mechanika niewiele wtedy zostawało dla niego. Po części rozumiałam rodziców, obawiali się o przyszłość swojej starszej córki. Zuza studiowała medycynę, była bardzo zdolna i naprawdę świetnie jej szło na studiach. Miała przed sobą perspektywę dobrze płatnej pracy i idealnego życia. Według rodziców Patryk do tego nie pasował.
Ja jednak wiedziałam, że młodzi bardzo się kochają. Byli razem już cztery lata, pokonali mnóstwo przeciwności losu. Udało im się przejść przez wszystkie te problemy razem i dalej być ze sobą szczęśliwymi. Czasami zazdrościłam siostrze takiej wielkiej, bezwarunkowej miłości jaką darzył ją Patryk. Miałam nadzieję, że mnie i Michałowi też uda się tak jak im, że mimo wszystko nasza miłość zwycięży.
- Mamo, tato, wiem co myślicie o tym związku – głos Zuzy był spokojny, a ona sama opanowana. Wiedziała jak rodzice zareagują na tę wiadomość. - Kocham Patryka i nie chcę żyć bez niego. Jeśli zależy wam na moim szczęściu zaakceptujecie to. Nie chcę się z wami o to sprzeczać. To moja decyzja, już podjęta. Teraz pozostaje mi tylko mieć nadzieję, że się z nią pogodzicie.
Widać było, że rodzicom trudno jest się z tym pogodzić. Ale kochali swoją córkę i chcieli przede wszystkim jej szczęścia. A jeśli Patryk ją uszczęśliwiał... No cóż, nie pozostawało im nic innego jak złożyć Zuzie gratulacje i uściskać ją.
Na prawdziwą radość ze ślubu starszej córki jeszcze miał przyjść czas.
***
- Chyba się nimi nie przejmujesz, co? - siedziałam w pokoju siostry i patrzyłam jak rozpakowuje swoje rzeczy.
- Oczywiście, że się przejmuję. To moi rodzice. Zależy mi, żeby zaakceptowali mojego przyszłego męża. Ale nie mam zamiaru im się podporządkowywać. Nie znają Patryka tak dobrze jak ja.
- W końcu to do nich dotrze. Że naprawdę się kochacie i jesteście ze sobą szczęśliwi.
- Tak, na pewno. - Zuza uśmiechnęła się do mnie i pomachała mi przed oczami pierścionkiem. - Wychodzę za mąż! - pisnęła jak nastolatka i zaczęła podskakiwać w miejscu. - Nie masz pojęcia jak się cieszę.
Usiadła obok mnie wyjmując z moich rąk pudełko orzeszków. Wpatrywała się we mnie rozradowana, mało co nie podskakując na łóżku. Pomyślałam, że sama wczoraj musiałam wyglądać podobnie, kiedy to siedziałam w pokoju Michała i mówiłam, że jestem szczęśliwa.
Zawsze miałam dobry kontakt z siostrą. Była ode mnie o trzy lata starsza, ale to ja byłam dojrzalsza. Ona szalała, a ja tłumaczyłam ją przed rodzicami. Ja, niedoświadczona, popełniałam błędy, ona pomagała mi je naprawić. Ona cierpiała, ja ją pocieszałam. Ja byłam szczęśliwa, ona razem ze mną.
Z nas dwóch to Zuzanna była delikatną romantyczką, które nie wyobrażała sobie życia bez miłości. Dla mnie to uczucie oczywiście też było bardzo ważne, szczególnie odkąd poznałam Michała, potrafiłam jednak wszystko oceniać „na chłodno” i podejmować rozsądne decyzje, kiedy inni tracili głowę.
Zuza wyjechała do Warszawy w najgorszym dla mnie momencie. Kiedy ona rozpoczynała studia, ja zaczynałam uczyć się miłości. Potrzebowałam przewodniczki, kogoś, kto codziennie mógłby mi powtarzać, że miłość jest prawdziwa i warto dla niej wszystko poświęcić. Rozmowy telefoniczne mi nie wystarczały. Starszej siostry brakowało mi jak diabli szczególnie wtedy, kiedy kłóciłam się z Michałem, co na początku naszego związku zdarzało się bardzo często.
Teraz się uspokoiliśmy, dotarliśmy, jakby powiedziała moja mama. Nauczyliśmy się kompromisu, a przede wszystkim uwierzyliśmy w siebie. Razem postanowiliśmy zawalczyć o naszą miłość.
- Ziemia do Marty – Zuza pomachała mi dłonią przed oczami. - Co z tobą? Odkąd to nasza twardo stąpająca po ziemi biolożka pozwala sobie na pogrążanie się w marzeniach?
- Nie pogrążam się w marzeniach. - Gdybym miała jaśniejszą cerę na pewno bym się zarumieniła. Lubiłam, kiedy ludzie myśleli o mnie jako o tej trzeźwo myślącej. Wstydziłam się każdej chwili słabości, kiedy to mówiłam nierozważnie jakieś głupstwo o welonie lub białym domku z ogródkiem, albo, tak jak teraz, odcinałam się od świata. - Pogrążam się we wspomnieniach, to co innego.
- Aha. – Zuza uśmiechnęła się do mnie i mrugnęła porozumiewawczo. - A cóż to za wspomnienia?
- Moje wspomnienia – pokazałam jej język i zeszłam z łóżka. - Ty mi lepiej powiedz, na kiedy ustaliliście datę ślubu.
Zuza przypatrywała mi się przez chwilę, myśląc, że mam przed nią jakich sekret. Jakby to było możliwe. Ta dziewczyna znała mnie lepiej od mnie samej.
- Jeszcze nie ustaliliśmy – odpowiedziała w końcu, wrzucając do ust garść orzeszków. - Zastanawialiśmy się nad grudniem. Ale wszystkie terminy w okolicy Bożego Narodzenia na pewno są już zajęte. Nie zależy nam na wielkiej imprezie, ale kameralne przyjęcie, marzenie wszystkich kiczowatych zakochanych w pseudo komediach romantycznych, jakoś do mnie nie trafia.
Roześmiałam się na całe gardło.
- Odkąd to nie lubisz komedii romantycznych?
- Lubię. Po prostu mam inne gusta niż ich sztuczni bohaterowie. Dzień ślubu będzie moim najszczęśliwszym dniem w życiu. Chcę się podzielić tym szczęściem z innymi. Z całą rodziną, przyjaciółmi, znajomymi ze studiów. Kameralne przyjęcia urządzają samotnicy, którzy tak naprawdę nie mieliby kogo zaprosić na dużą imprezę.
- Zuzanno, jesteś okrutna – powiedziałam, w duchu przyznając jej rację.
Ślub brało się raz w życiu. Dlaczego nie zrobić z tego wielkiego wydarzenia? Co jest romantycznego w - może i eleganckim - obiedzie w gronie tylko najbliższej rodziny? A gdzie tańce do rana, oczepiny o północy i rzucanie bukietem? Gdzie pastelowo różowe suknie dla druhen, płaczące w kościele ciotki i rzucanie ryżem?
Nie, wielka impreza musi być. Nawet gdyby Zuza myślała inaczej, i tak przekonywałabym ją na wesela dla co najmniej 70 osób.
- Będziesz potrzebowała kogoś naprawdę dobrze zorganizowanego, kto pomoże ci wszystko ogarnąć – powiedziałam mimochodem, wyglądając przez okno. - Kogoś, kto będzie rozumiał twoje potrzeby, znał twój gust, no i oczywiście miał poczucie smaku. Nie chcemy przecież żadnego wiejskiego wesela.
- A dlaczego by nie? Nie pamiętasz, jak świetnie zawsze się bawiłyśmy na takich weselach.
Spiorunowałam ją wzrokiem.
- Żadnego macania się, tańczenia na bosaka i spania w sianie, zrozumiane? Cieszę się, że się zgadzamy. Nie śmiej się. Mam tylko jedną siostrę, która tylko raz będzie wychodziła za mąż. Twój ślub musi być idealny.
- I dlatego chcę, żebyś to ty pomogła mi go zaplanować.
- Ja? Naprawdę tego chcesz? - załamałam ręce i udałam zaskoczoną. - Jestem taka wzruszona, siostrzyczko. – Wskoczyłam na łóżko obok niej i uściskałam ją z całej siły. - Będziesz miała lepszy ślub niż Madonna – zapewniłam ją.
No i jak ja miałam nie być szczęśliwa? Świetnie zdałam maturę, miałam ogromne szanse dostać się na uczelnię, którą dotąd pozostawała dla mnie w sferze marzeń, za kilka dni wyjeżdżałam na wakacje do Hiszpanii, miałam wspaniałego chłopaka, a moja siostra planowała ślub.
Moje życie było idealne, po prostu sielanka. Wystarczyło sobie coś zamarzyć i trzymać się tego, uparcie dążyć do celu i nie poddawać się zgubnemu poczucia beznadziejności, a wtedy wszystko musiało się udać.
Nawet moja jutrzejsza rozmowa z Michałem.
***
Blogspot nie jest taki zły. Od kilku lat uparcie trzymałam się Onetu wierząc, że jest to najlepsza strona na złożenie bloga. Cóż, myliłam się. Blogspot wydaje się być o wiele lepszy. Głównie ze względu na brak trudności, które na Onecie mnożą się od dobrych kilku miesięcy. Cóż to za ulga móc dodać post za pierwszym razem, bez obaw, że cała praca pójdzie na marne.
Jedynym problemem było dodanie tła pod postami. Ale i z tym sobie poradziłam. Może i jest krzywo, ale przynajmniej pod kolor.
hej tu Beilsa z szablonownicy. Widze że pobrałaś mój szablon, a zauważyłam że hosting pozmieniam rozmiary plików dlatego szablon jest nie do końca równy. Masz tutaj jeszcze raz ,prawidłowo zalinkowane pliki.
OdpowiedzUsuńNagłówek:
http://fc09.deviantart.net/fs70/f/2012/204/7/c/fiolet_by_issies-d58c6ky.png
Tło : (do pobrania i zapisania na dysku)
http://wrzucacz.pl/file/8511342993203/weeee.png
A co do dodawania tła pod posty uważam że jest to zbyteczne. http://by-elfaba.blogspot.com/2012/07/jak-wstawic-onetowskiszablon-na.html Tutaj jest instrukcja , nie należy do mnie ale powinna ci pomóc zapoznać się z blogspotem .
A co do opowiadania to naprawdę mi się podoba. Masz miejsce w moich obserwowanych ;p
Tak, miałam tak samo jak ty. Trzymałam się onetu i co mi z tego zostało? Nic. Oprócz nieprzyjemnych wspomień, narwów i nieprzyjemności. Też jestem teraz na blogspocie i zaczynam go naprawdę lubić^^
OdpowiedzUsuńAle przejdę może do rozdziału^^ Przez Martę ukazujesz dobrze nam znane problemy, co mi się bardzo podoba. Jestem ciekawa jej rozmowy z Michałem, ogólnie bardzo mnie zaciekawiłaś.
http://w-poszukiwaniu-marzenia.blogspot.com/
rzeczywiście, na razie są same problemy typowej nastolatki, ale wiem, że w tej hiszpanii się to szybko zmieni. A ja bym jednak tak szybko nie ustąpiła michałowi. z reguły to ja mam trudny charakter gdzie ciężko mi powiedzieć przepraszam, więc cóż, mój chłopak ma przekichane. Co do rodziców dziewczyn. Wkurzyli mnie gdy nie chcieli zaakceptować patryka. co z tego, że nie poszedł na studia i jest mechanikiem? każdy ma prawo do własnych wyborów a oni nie powinni osądzą c go po stopniu kariery. tacy ludzie naprawdę mnie irytują. Myślą, że są lepsi, bo mają pieniądzE? Też mi coś. a czasami ludzie którzy żyją w biedzie są bardziej szczęśliwi od tych wszystkich snobistycznych bogaczy. No dobra, ide dalej.
OdpowiedzUsuń